Kulki, sznurki, sprężynki… czyli jak okiełznać voodoo, cz. 2
W poprzednim artykule zasygnalizowałem kilka istotnych moim zdaniem aspektów dotyczących – w wielkim skrócie – postrzegania dźwięku oraz wierności jego przekazu i tego, co pod tą wiernością w rzeczywistości się kryje
Tym razem podzielę się z Państwem moimi doświadczeniami oraz spostrzeżeniami dotyczącymi sfery antywibracji, a raczej sposobów na uzyskanie wierności bądź jak najdokładniejszego zbliżenia się do niej. Na rynku mamy wiele firm oferujących akcesoria do „walki” z drganiami. Każda z nich stara się, a przynajmniej powinna się starać, zaoferować swoje autorskie rozwiązanie. Niejednokrotnie są to bardzo zaawansowane i nowatorskie konstrukcje, a czasami zwykłe „chińskie” kolce wkręcone w kawałek paździerzy, nazywane przez ich twórców hi-endem. Proszę mnie źle nie zrozumieć, jestem bardzo daleki od stwierdzenia, że tylko drogie produkty są naprawdę dobre, ale gdy widzę, jak ktoś próbuje wciskać ludziom kit, to … – resztę proszę sobie dopowiedzieć. To właśnie dzięki takim „biznesmanom” cierpią potem uczciwi producenci ustrojów antywibracyjnych, bo klienci raz zrażeni do tego typu „wynalazków” podchodzą bardzo nieufnie do innych propozycji. Wracając do tematu – mamy firmy oferujące produkty masywne, metalowe, drewniane, drewnopochodne, magnetyczne, elektromagnetyczne, pompowane, gumowe i gumopochodne, silikonowe, gąbczaste, zawieszone na sznurkach, linkach, sprężynkach, paskach, oparte na stożkach, kulkach stalowych czy ceramicznych, całkowicie ceramicznych, kompilacjach powyższych itp., itd. I tak naprawdę nie wiem, czy ilość opcji i rozwiązań jest skończona, ale wiem, że każda z tych metod jest w jakimś stopniu skuteczna, wykorzystuje inne zjawiska i warto po którąś z nich sięgnąć, aby samemu się przekonać, że to działa i nie jest to żadne voodoo!
W tym miejscu chciałbym jeszcze bardzo wyraźnie zasygnalizować coś, co moim zdaniem każdy audiofil/meloman/miłośnik muzyki powinien rozważyć na wczesnym etapie kompilowania wymarzonego zestawu odsłuchowego. Otóż bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że wszelkiego rodzaju „poprawiacze dźwięku” to jedynie kosmetyka, kwiatek do butonierki i ostatni szlif. Większość moich klientów sięga po nie właśnie dopiero na samym końcu, kiedy już zakupili bądź powymieniali przewody, bezpieczniki, gniazdka itp. Oczywiście wszystkie te aspekty mają wpływ na dźwięk i nie mam najmniejszych wątpliwości, że warto i trzeba w nie inwestować, ale chodzi mi o coś innego – czy na pewno po akcesoria antywibracyjne należy sięgać dopiero na samym końcu? Chciałbym zmienić ten błędny stereotyp i przekonać Państwa, że takie myślenie jest po prostu złe. Przykład – często słyszę o sytuacjach, że ktoś walczy o wymarzony dźwięk…i już go prawie osiągnął… lecz musi jeszcze wymienić przewody, a te sporo kosztują, więc trzeba uzbierać, poczekać i najtrudniejsza część zakupu – zorganizować wysyłkę do dobrego kolegi, żeby przypadkiem żonie w ręce nie wpadły. Wymiana dokonana, portfel szczuplejszy o ładnych kilka lub kilkanaście, albo nawet i kilkadziesiąt tysięcy złotych, i wreszcie jest to, na co klient czekał. Zadam pytanie: a czy nie lepiej było wcześniej sprawdzić jakieś akcesoria antywibracyjne? Znalezienie odpowiednich może co prawda kosztować tyle samo pracy i czasu, co szukanie w gąszczu przewodów, ale może się również okazać, że pierwszy strzał będzie trafny. Przecież w naszym kraju mamy kilku świetnych producentów, a z zakupem i sprowadzeniem czegoś takiego nawet z odległego zakątka świata też nie ma już problemu. Gama tych roduktów jest tak szeroka, że z pewnością każdy znajdzie to, czego szuka. Jestem przekonany, że wystarczyłoby zakupić dobre podstawki czy platformę, trochę pomęczyć się z instalacją pod odpowiednim „klockiem” i efekt byłby lub w najgorszym przypadku mógłby być o wiele lepszy niż np. wymiana czy zakup drogiego okablowania. Mam nadzieję, że producenci „drutów” nie obrażą się na mnie, to tylko przykład i daleki jestem od jakiejkolwiek antyreklamy… bez drutów przecież i tak nikt nie zagra, więc spokojnie, sprzedaż nie spadnie. Równie dobrze można kombinować z wymianą wzmacniacza, kolumn czy odtwarzacza.
Ceny za dobre akcesoria antywibracyjne to wydatek sięgający często kilka tysięcy złotych (mam tu na myśli podstawki), a za naprawdę hi-endowe „zabawki” w przypadku platform musimy zapłacić nawet kilkanaście tysięcy, choć już kilka tysiączków w zupełności wystarczy na solidną i sprawdzoną platformę antywibracyjną średniej klasy. W tym miejscu nie mogę się powstrzymać od jeszcze jednego, głęboko zakorzenionego u Polaków stereotypu, który uważam za przekleństwo. „Zagraniczne jest lepsze” – gdy słyszę podobne bzdury, samo „mięso” ciśnie mi się na usta. Skąd to się wzięło? Za czasów komuny, kiedy niczego nie było, miało to swój sens, ale obecnie to kompletny absurd! Apeluję więc do Was miłośnicy dobrego dźwięku – kupujmy nasze produkty, bo są naprawdę dobre, a dowody w postaci recenzji, przyznawanych nagród, „best bajów”, wyborów czytelników itp. każda z dobrych firm ma i możecie być pewni, że nie dostała ich za ładny uśmiech, tylko właśnie za jakość i skuteczność oferowanych produktów. Na dowód tego, że nasze rodzime produkty są dobre i doceniane za granicą, powiem Wam, że sam miałem niedawno okazję się o tym osobiście przekonać. Otóż 22–23 września uczestniczyłem w ’12 National Audio Show w W ielkiej Brytanii, gdzie oprócz standardowych produktów Franc Audio Accessories (platform antywibracyjnych i dysków ceramicznych) prezentowany był napęd CD Ancient Audio w wykonanej przeze mnie obudowie z frezowanego bloku aluminiowego. Mój brytyjski dystrybutor handluje tam jedynie naszymi, polskimi markami. Myślicie Państwo, że pokój ten był omijany, bo to polskie… nic bardziej mylnego – był bardzo chętnie odwiedzany, a gros uczestników i recenzentów wracało do niego ponownie. Polskie wyroby zebrały bardzo dobre opinie wśród tamtejszej ubliczności i prasy.
No tak, ale znów zamiast o konkretnych metodach zmagania się z wibracjami, rozpisałem się na inne tematy. Nie mniej jednak uważam, że są to bardzo istotne sprawy, o których często nie pamiętamy bądź nie mamy świadomości, że można na dźwięk spojrzeć z innej strony i warto było o tym wspomnieć. A to, co napisałem, to nie dyrdymały wyssane z palca, tylko sprawy, z którymi spotykam się na co dzień. W kolejnym artykule już o samych metodach – zapraszam.
Paweł Skulimowski
Magister inżynier mechanik o specjalizacji spawalnictwo, absolwent Wydziału Mechanicznego Politechniki Gdańskiej, perkusista amator, pomysłodawca, założyciel i właściciel Franc Audio Accessories, firmy zajmującej się produkcją ustrojów antywibracyjnych.